3.10.12 - crochet world

weekend upłynął mi za szybko. zdążyłam się parę razy zachłysnąć fascynacją, parę razy oprzytomnieć, raz  zawstydzić i poczuć głupio. 

piątek - udałam się do pubu, wypiłam cydr, zabrałam się ze znajomymi do kina na "House at the end of the road". film miał być horrorem, ale nim się nie okazał. podpięłabym  to pod thriller psychologiczny. historia jak dla mnie za bardzo oklepana, żeby mogła czymś wyróżnić się  w świecie filmowym.



pokłócona matka z córką przeprowadzają się do nowego miasta. w sąsiedztwie znajduje się dom, w którym kiedyś popełniono okropną zbrodnię. jak zwykle na końcu mamy do  czynienia z "nieoczekiwanym"zwrotem akcji. dla zainteresowanych - studencki bilet do kina w piątek wieczorem wynosi - £7.5. 
potem spędziłam noc w pubo-klubie. spotkałam całkiem przypadkiem dwóch znajomych z  collage'u, a do domu zawitałam o 2:30 nad ranem. 

sobota - wczesnym popołudniem umówiłam się z dwoma operkami na zakupy, kawę, zwiedzanie i leżakowanie na cudownej trawie koło katedry. swoją drogą kocham to miejsce, zwłaszcza w ciepłe i słoneczne dni, kiedy mnóstwo rodzin, turystów i grupek młodzieży siedzi sobie na ślicznie wystrzyżonym trawniku :) co do zdjęć Salisbury, to postanowiłam zrobić osobny post, jak jeszcze uzbieram trochę więcej zakamarków. kiedy przyszłam wieczorem do domu, okazało się, że mój nowy pokój jest już gotowy i mogę się przenieść! tak więc wzięłam rzeczy (a na razie mam ich niewiele) i zadomowiłam się. mam teraz jakby dwie oddzielne części - sypialnianą i pracownię ze wszystkim: książkami do nauki angielskiego, gitarą, laptopem, gazetami, szydełkiem, aparatem... tak więc praktycznie całe  dnie spędzam w tym miejscu. przy przeprowadzce, w pełni nieświadoma swojej euforii upuściłam aparat i zbiłam filtr UV - dobrze, że  tylko tyle i obiektyw został w całości! w nocy (o 22) umówiłam się na kolejne wyjście na miasto. poprzez godzinne, samotne czekanie w McDonaldzie miałam trochę kiepski humor. potem szybkie dwa piwa w jakiejś bramie (z której zostałyśmy wygonione) i pójście do klubu. teraz już wiem, że klubowanie i densingi nie są dla mnie i chyba sobie je odpuszczę. wróciłam o 1 i okazało się, że zapomniałam klucza. dzwoniłam do Patricka, ale  nie odbierał. numeru host mum nie miałam wpisanego do telefonu.  ale na szczęście okazało się, że siedzi na dole, a jak zapukałam do okna, to mi otworzyła. było mi strasznie głupio. a Sophie była bardzo miła. powiedziała, że nic się nie stało i że jeżeli zgubiłam klucz (bo nie byłam pewna czy go zostawiłam) to dorobimy nowy. potem rozmawiałyśmy o tym, że szybko się zaaklimatyzowałam, że już poznałam parę osób, że to dopiero miesiąc... strasznie się cieszę, że trafiłam na taką rodzinę. czuję się jakbym była w domu, a obowiązki są niczym innym jak trenowaniem charakteru, punktualności i samodyscypliny.

niedziela - lazy (sun)day - niestety niezbyt słoneczny, więc spędzony całkowicie w domu.  szydełkowałam - czego dowody przedstawiam poniżej:


uwielbiam szydełkować i strasznie się cieszę, że udało mi się kupić szydełko. teraz już wiem, że 'crochet' wymawia się 'kroszej'. i cieszę się, że wielu osobom się podoba coś takiego. i może zacznę myśleć, czy by tego więcej nie robić...

a oto typowy angielski deser - owoce (w tym przypadku jabłka i jeżyny), a na to ciasto kruszone. podawane na ciepło z lodami. i zapomniałam jak to się po angielsku nazywa. ale wiem, że to mnie przekonuje w zupełności. uwielbiam!
























co do studiowania w Anglii, okazało się, że muszę mieć a-levels albo maturę  z francuskiego, żeby dostać sie na te studia co chciałam. a jeżeli chciałabym iść na grafikę albo projektowanie ubrań, musiałabym mieć portfolio. uczyć się francuskiego? zdać a-levels? robić portfolio? wracać do Polski? szukać dalej? tyle pytań!

5 komentarzy:

  1. Ale ślicznie, też chciałabym szydełkować! I Twoja hostka musi być super. A co do studiów - co się odwlecze, to nieuciecze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szydełkowa robota bardzo fajna i ma dosyć odważny kolor :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym umarła ze stresu - jak bym miała takie coś zrobić- za dużo wysiłku.. I stresu.

      Usuń
    2. Haha dla niektórych przyjemność, dla innych męczarnia :)

      Usuń
  3. Zdaj a-levels, rób portfolio, wracaj do Polski dziwero.

    OdpowiedzUsuń