15.07.12 - nad wodą

dzisiejszego dnia wiele się wydarzyło, zaczynając od poranku, który właściwie był kontynuacją dnia poprzedniego. kiedy kładłam się spać po 3 niebo było przepiękne i próbowałam je uchwycić. jak zwykle nic nie wyszło, ale położyłam się do łóżka z zamiarem wstania za godzinę i porobienia zdjęć wschodu słońca.





noc była zimna, a że spałam tylko i wyłącznie pod narzutą, postanowiłam w końcu zamknąć okno i się ubrać. jak wstałam było już po 4 i cudne rozjaśniające się niebo. oto efekt:

wstawanie było ciężkie. na dodatek okazało się, że mam iść do pracy. oczywiście jak co dzień mi się nie chciało, ale grzecznie zwlekłam się z łóżka i pojechałam do ogrodu. bardzo lubię to miejsce, chociaż jestem tam tylko i wyłącznie kiedy muszę plewić. zaskakujące było to, że dzisiaj plewiło mi się znakomicie! i właściwie nie tylko mnie, bo amelia i mikołaj też to potwierdzili :> po paru pracowitych godzinach przyszedł czas na kąpiel w przydomowym stawie klientów (i za to właśnie lubię tam pracować w upalne dni). a że wzięłam aparat, a natalia nie mogła pływać to porobiła nam zacne zdjęcia.

monsieur kot we własnej osobie

tak naprawdę to woda była lodowata

no to uśmiech!

dla natalii za wszelkie próby uchwycenia tego momentu

mikołaj i jego skok

kiedy zmęczona wróciłam do domu spontanicznie postanowiłam wyjechać do wioski obok. w związku z tym, że były to dni mieściny, było mnóstwo ludzi. niestety deszczowa pogoda nie pozwoliła w pełni zakosztować tamtejszych uroków. dziękuję moim znajomym, którzy skutecznie umilili spędzony czas. najbardziej podobały mi się koncerty (jak zwykle). niestety nie doczekałam się grupy coverującej utwory beatlesów. musiałam wracać do domu ostatnim busem o 23. a moi kochani braciszkowie zeszli po mnie na przystanek - a to jakieś 1 km, a z powrotem pod wielką górę. co za poświęcenie!

***

jest już po czwartej. ptaki zaczynają śpiewać, lecz nie ma tak cudnego poranka jak wczoraj...