30.08.12 - welcome to the Salisbury

dzień wczorajszy
rano wstałam dosyć wcześnie (jako pierwsza), wzięłam prysznic i powoli zaczęłam dopakowywać moją walizkę. potem przyszła mama i pomagała mi w tym przedsięwzięciu. bałam się, że przekroczę limit 20 kg, a my nie mamy w domu wagi :>


następnie zjedliśmy wspólnie śniadanie i koło 11 wyjechałam z domu razem z mamą na lotnisko. po drodze słuchałyśmy trójki i szła bardzo fajna audycja. szczególnie zapamiętałam jeden utwór, który będzie mi się kojarzył z wyjazdem do Anglii. 
koło 12 byłyśmy na lotnisku w Krakowie. szybko poszłam do odprawy i okazało się, że jestem jedną z pierwszych. a już 10 minut później kolejka była 15 razy większa :p poszłyśmy z mamą na kawę i ciastko. ja z racji mojego stresu, ledwo to wszystko przełknęłam. o 13:30 pożegnałyśmy się, a ja zaczęłam płakać... a tak tego chciałam uniknąć :> niestety okazało się, że przyszłam trochę późno i znalazłam się na końcu kolejki do samolotu. w samolocie siedziałam obok dwóch młodych dziewczyn i niestety najdalej od okna. przeczytałam 100 stron książki o gościu co ożywiał zmarłych :D w końcu lądowanie. w sumie to lubię latać samolotami. jest fajnie, nie trzęsie za bardzo. najgorsze jest dla mnie lądowanie, ale i do tego idzie się przyzwyczaić. 
na lotnisku w Bristolu poszłam za tłumem, żeby się nie zgubić. przechodziliśmy przez jakiś obskurny tunel z kałużami na podłodze. potem należało wyciągnąć paszport i pokazać celnikowi, albo komuś w jakiejś budce. gościu się mnie zapytał gdzie mieszkam i na ile zamierzam zostać w Anglii. ładnie mu odpowiedziałam i ruszyłam po bagaż. z odebraniem go z taśmy nie było problemu i szybko przeszłam do hali przywitań. host mama z dzieciakami już na mnie czekali, trzymali dwie kartki z moim imieniem :) przeszliśmy do samochodu, a ja starałam się zrozumieć co mówią. i nawet czasami uczestniczyłam w rozmowie. jechaliśmy przez wąskie, wiejskie dróżki. jest tutaj zupełnie inaczej niż w Polsce. większość domków jest kamienna i ślicznie kontrastuje z zielenią trawy. dowiedziałam się, że rano była ogromna ulewa w Bristolu i drogą płynęły potoki a czasem rzeki. musieliśmy zrezygnować z jednej trasy, ponieważ jakiś samochód utknął do połowy zalany wodą. widoki były przecudne. w pewnym momencie pokazała się piękna tęcza, a zaraz potem przyszła ogromna ulewa. kompletnie nic nie było widać, a deszcz zacinał niemiłosiernie. 
po mniej więcej 2 godzinach dotarliśmy szczęśliwie do Salisbury, gdzie przywitałam się z host tatą i ich obecną au pair. Martyna też jest z Polski, więc mogła mi wiele wytłumaczyć i pokazać. zostałam oprowadzona po całym domu. jest bardzo bardzo stary, ma drewnianą podłogę i remont kuchni oraz mojego przyszłego pokoju. na razie mieszkam w ślicznym pokoju gościnnym i będę go zajmowała przez miesiąc. mam tutaj toaletę i prysznic. od razu dostałam też laptopa do użytku i mogłam się  skontaktować z mamą przez skypa. :> potem zaniosłam prezenty. wszyscy się ucieszyli i było mi bardzo miło :) zjedliśmy spaghetti na kolację, a następnie angielski pudding na deser. baaaaaaaaaardzo pyszny, taki z jeżynami i lodami :> potem porozmawiałam trochę z Martyną i poszłam do swojego pokoju. uświadomiłam sobie, że nie mam ze sobą wielu rzeczy, które będą mi potrzebne i dzisiaj muszę je kupić. poszłam spać koło 10, ale jakoś nie mogłam zasnąć i w ogóle było dziwnie i za ciepło. w końcu udało mi się zdrzemnąć. :> wstałam o 7, bo w końcu muszę się przestawić na wczesne wstawanie. zaraz pewnie zejdę na dół, żeby coś zjeść i jakoś ogarnąć sytuację :p

3 komentarze:

  1. Stary dom? Musi być piękny ! Dodasz zdjęcia? :)
    Stresujesz się czy nie bardzo? I jak tam dzieci?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka! Nawet nie wiesz jak się cieszę, ze piszesz bloga ciekawa jestem jakie Ty będziesz mieć doświadczenia z 'moją' rodzinką, ciekawa jestem jak bardzo zmieniły się dzieciaki, ich życie codzienne i... dom! Ja byłam w okresie jak prawie wszystko było jeszcze w rozsypce przedremotnowej i nie był zbyt piękny, ale miał swój klimat. Pozdrów ode mnie Martynę i rodzinkę i powiedz jak możesz dzieciakom, że często o nich myślę i już nie pamiętam, ze byli czasem nieznośni;)
    A poza tym powodzenia, trzymaj się ciepło i mów jak najwięcej po angielsku! :)

    OdpowiedzUsuń