2.09.12 - Stourhead


czwartek
pierwszego dnia zapoznałam się z miastem. Sophie, dzieciaki i Martyna oprowadzili mnie po Salisbury. na początku odwiedziliśmy park, do którego będę wyprowadzała Missy (psa). jest 5 minut drogi od domu. w drodze powrotnej wstąpiliśmy do collage'u, w którym będę miała kurs angielskiego. jestem umówiona na rozmowę wstępną w poniedziałek.



wróciliśmy do domu i jak zwykle wypiliśmy herbatę z mlekiem. potem ruszyliśmy w drugą stronę do centrum miasta. jest tu naprawdę mnóstwo fajnych sklepów, lecz wydaje mi się wszystko takie drogie... otworzyłam także konto bankowe i karta przyjdzie mi najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu. na lanchu byłyśmy w małej knajpce, gdzie zjedliśmy zapiekane kanapki :D wracając zahaczyliśmy o katedrę, która jest prześliczna! i jest także punktem orientacyjnym, bo wiem jak stamtąd dojść do domu :D wieczorem zjedliśmy makaron z mozarellą, pomidorami i oliwkami.

piątek
zeszłam do kuchni około 9 i wszyscy już czekali i jedli śniadanie. zjadłam tosty a następnie zostałam sama z Laurie'm. zrobiliśmy dwa rysunki do książki z wróżkami i potem mały się uparł, żeby zrobić czapeczkę dla wróżki z prawdziwych liści :D położyliśmy ją w ogrodzie, aby wróżki mogły sobie ją spokojnie przymierzyć. następnie Delilah, Laurie i ja wybraliśmy się do parku, który będziemy codziennie mijać w drodze do szkoły. jest tam świetny plac zabaw. mieliśmy piknik a potem chcieli cały czas mną kręcić na oponie (nie wiem czy się jasno wyraziłam) :> kiedy wróciliśmy, wstąpiliśmy do poundlandu, gdzie wszystko było po funcie (genialny sklep swoją drogą i bardzo użyteczny). kupiłam sobie szczotkę bo nie miałam. niestety okazała się nieużyteczna, bo trudno z niej wyciągnąć włosy xD następnie wróciliśmy i posiedziałam chwilę w pokoju. potem przyszedł Laurie i zapytał czy nie poukładam z nim puzzli. bardzo bardzo ciężko było je ułożyć :> potem rodzice zapytali się mnie, czy nie chciałabym z nimi pójść do indyjskiej restauracji, a ja oczywiście się zgodziłam. :P zamówiłam jakiś specjalny indyjski napój z mango, ryż z kurczakiem curry (który smakował jak kurczak z grilla) a na deser wzięłam sorbet o smaku mango. haha, ciężko mi jest się przestawić, że tutaj najobfitszy posiłek jest jadany wieczorem!

sobota
dzisiaj wstałam dosyć wcześnie i postanowiłam robić prysznice rano, nie wieczorem, ponieważ wentylator nie będzie mi brzęczał przez całą noc. z mokrymi jeszcze włosami poszłam razem z host tatą i Delilah na targ, który odbywa się tutaj od stuleci i jest w każdą sobotę i wtorek. jest wiele stoisk z żywnością, ubraniami, biżuterią, płytami i dosłownie wszystkim :D kupiłam sobie drugą szczotkę do włosów z nadzieją, że będzie się nadawała do użytku :> jak na razie nie narzekam. potem poszłam jeszcze na miasto i oglądałam parę rzeczy. na lunch zjedliśmy kukurydzę, a potem pojechaliśmy do Stourhead - cudownego zespołu pałacowo ogrodowego. zrobiłam też mnóstwo zdjęć, które zamieszczę poniżej.

Stourhead
przepiękna posiadłość położona niedaleko Salisbury. posiada ogromny ogród ze sztucznie wybudowanym (?) ogromnym stawem. na początku XX w. był ogromny pożar, który na szczęście oszczędził bibliotekę i salę z obrazami. co najlepsze - pałacyk jest nadal zamieszkały przez potomków wielkiego rodu :D trochę im współczuję tych wszystkich zwiedzających...

malutki staw ze złotymi rybkami
angielskie krowy są zupełnie inne od polskich :>
niesamowity dwór (pałac) w Stourhead
nieziemska biblioteka - marzę o takiej!
widok z okna
przecudowny wystrój wnętrz
widok z ogrodu

widok z groty
druga strona jeziora
śliczna chatka
w tej świątyni odbywał się ślub, więc nie można było jej odwiedzić



2 komentarze:

  1. Boże wiele bym dała aby zamieszkać w takiej posiadłości jak na tych zdjęciach ! Uwielbiam taki styl ... marzenia ! :)

    OdpowiedzUsuń